W piątek 22 I spotkaliśmy się po raz ostatni w semestrze zimowym, żeby
porozmawiać o komiksie i powieści graficznej. Spotkanie poprowadził Michał
Wróblewski, który na wstępie zapytał o nasze skojarzenia z tematem. Jak łatwo się domyślić, padały głównie znane tytuły, takie jak
„Asterix”, „X-men” czy „Transformers”, a z rodzimych – „Tytus, Tomek i A’tomek”
czy „Kajko i Kokosz”. Odkryliśmy przy tym, że naszym niekwestionowanych
komiksowym ulubieńcem był w dzieciństwie „Thorgal”.
Wymieniwszy się komiksowymi doświadczeniami, zwróciliśmy uwagę na
genologiczny problem dotyczący możliwości definiowania komiksu i powieści
graficznej. Michał opisał aktualny stan badan w dziedzinie refleksji
krytycznokomiksowej i pokazał nam, że choć w krytyce zachodniej (zwłaszcza we
Francji), komiks jest równoprawny gatunkom stricte
literackim, to w Polsce krytyczna refleksja na jego temat dopiero powstaje.
Komiks, kojarzony dawniej z tekstem propagandowym lub rozrywką zarezerwowaną
dla dzieci, zaczyna zdobywać sobie nie tylko nowych wielbicieli, ale także
kompetentnych badaczy. Sytuację zmienia m.in. Internet, za sprawą możliwości
publikowania i analizowania komiksów w sieci, a także popularnych strip komiksów[1],
takich jak np. Garfield. Problematyczna jest chociażby kwestia początków komiksu – choć
niektórzy skłonni są wywodzić go od naskalnych rysunków w Lascaux i egipskich
hieroglifów, to w postaci nowożytnej gatunek powstaje dopiero w 2 poł. XIX
wieku i rozwija się z ilustracji powieściowych, pod którymi umieszczano w
charakterze komentarza fragment tekstu oraz rysunków z podpisami w prasie. Jak
widać na przykładzie tych form protokomiksowych, gatunek rozwija się w związku
z ewolucją powieści i prasy w XIX wieku.
W kulturze polskiej klasyczną formą protokomiksową jest popularny Koziołek Matołek Kornela Makuszyńskiego.
Od komiksu Koziołek różni się tym, że
tekst jest w nim umieszczony pod obrazkiem, nie stanowi się integralnej części
ilustracji.
W Polsce komiks zyskuje popularność w Dwudziestoleciu Międzywojennym,
przy czym wydawcy najczęściej publikują plagiaty znanych komiksów zachodnich –
i tak np. amerykański Superman jest
nad Wisłą czytany jako Nadczłowiek jutra.
Ale prawdziwy komiksowy boom następuje po II Wojnie Światowej, w latach
60-tych XX wieku, wraz w rozwojem komiksowego undergroundu.
Kwestią sporną pozostaje także zarówno gatunkowa odrębność komiksu i
powieści graficznej, jak też kwestia komiksowej narracji, której według
niektórych bliżej do literackiej, podczas gdy inni wskazują na jej pokrewieństwa
z filmową.
Podczas naszego spotkania zmierzyliśmy się migotliwym pojęciem powieści
graficznej, przy czym projektowana definicja tego gatunku okazała się dość swobodna.
Najważniejsza okazała się bowiem świadomość literackich korzeni powieści
graficznej, bliska powieści samoświadomość i jednocześnie poszukiwanie nowych
rozwiązań.
Prowadzący spotkanie Michał Wróblewski zamknął dyskusję zapadającym w
pamięć stwierdzeniem, że powieść graficzna to komiks, który jest najbliżej
powieści. I wszystko stało się jasne!
Sprawę zdała Magda Drabikowska
[1] Strip komiks, czyli komiks
paskowy, to pojedynczy, kilku obrazkowy pasek, pokazujący krótką historyjkę
komiksową, popularny w prasie i w Internecie.
działające w ramach Pracowni Antropologii Literatury w Katedrze Teorii Literatury Uniwersytetu Łódzkiego
piątek, 22 stycznia 2010
piątek, 15 stycznia 2010
Spotkanie XXXIX – Kobieta z Wydm Abe Kōbō
To spotkanie poświęcone było Abe Kobo, jednemu z najbardziej „europejskich” pisarzy japońskich obok bardziej znanego Haruki Murakami. Nasze rozważania skupiły się wokół Kobiety z wydm, sztandarowej dla twórczości Abe powieści. Wydarzenia przedstawione w Kobiecie z wydm i treść rozważań snutych przez bohatera skłaniają do przypuszczeń, że powieść należy do egzystencjalnego nurtu literatury, podobnie jak dzieła Sartre’a i Camus’a. Jednak czy na gruncie japońskim egzystencjalizm w ogóle jest możliwy? Abe wypracował go sam czy czerpał z europejskiej tradycji filozoficznej?
Nie udało nam się udzielić wyczerpujących odpowiedzi na powyższe pytania. Choć odnaleźliśmy w Kobiecie z wydm wątki egzystencjalistyczne, nie potrafiliśmy umieścić ich w ramach znanych nam koncepcji filozoficznych. Zakończenie powieści nasuwało bowiem dwie interpretacje: bohater mógł wybrać swój los, w ten sposób manifestując swoja wolność, lub dał się pokonać sytuacji, wytresować i zniewolić mentalnie.
Rzeczą, która nas jako antropologów literatury zdziwiła najbardziej, były nieswoiste dla literatury japońskiej, bardzo dosłowne opisy ciała i ludzkiej fizjologii. Bohaterowie stale byli brudni, spoceni, oblepieni piachem i pluli błotem.
Świat Abe Kobo, wydaje się być w równym stopniu nie-japoński, co nie-europejski, a filozofia autora Kobiety z wydm, mimo iż wydaje się nam — Europejczykom znajoma, należy do Abe i wyrosła na gruncie japońskim. Sartre i Camus byli bowiem optymistami i pokładali nadzieję w ludziach zdolnych ich zdaniem do stawiania czoła złemu losowi i wybierania trudnej wolności. W Kobiecie z wydm, Abe przedstawia nadzieję pod postacią gnijącej ryby.
Nie udało nam się udzielić wyczerpujących odpowiedzi na powyższe pytania. Choć odnaleźliśmy w Kobiecie z wydm wątki egzystencjalistyczne, nie potrafiliśmy umieścić ich w ramach znanych nam koncepcji filozoficznych. Zakończenie powieści nasuwało bowiem dwie interpretacje: bohater mógł wybrać swój los, w ten sposób manifestując swoja wolność, lub dał się pokonać sytuacji, wytresować i zniewolić mentalnie.
Rzeczą, która nas jako antropologów literatury zdziwiła najbardziej, były nieswoiste dla literatury japońskiej, bardzo dosłowne opisy ciała i ludzkiej fizjologii. Bohaterowie stale byli brudni, spoceni, oblepieni piachem i pluli błotem.
Świat Abe Kobo, wydaje się być w równym stopniu nie-japoński, co nie-europejski, a filozofia autora Kobiety z wydm, mimo iż wydaje się nam — Europejczykom znajoma, należy do Abe i wyrosła na gruncie japońskim. Sartre i Camus byli bowiem optymistami i pokładali nadzieję w ludziach zdolnych ich zdaniem do stawiania czoła złemu losowi i wybierania trudnej wolności. W Kobiecie z wydm, Abe przedstawia nadzieję pod postacią gnijącej ryby.

czwartek, 10 grudnia 2009
Spotkanie XXXVIII – Tokio megalopolis
Na ostatnim w tym roku spotkaniu, Natalia Schiller podzieliła się z nami swoimi wrażeniami z pobytu w Tokio.
Metropolia ta jedynie w niewielkim stopniu przypomina miasta europejskie i przybywszy tam, człowiek z zachodu powinien najlepiej zapomnieć o swoich wcześniejszych doświadczeniach przestrzeni miejskiej.
Tokio nie ma centrum. Złożone jest z wielu dzielnic o zróżnicowanym charakterze, skupionych wokół stacji metra i każda z tych części miasta ma swoje własne mikro-centrum oraz peryferia. Wszystkie te dzielnice łączy niewiarygodnie gęsta sieć kolei podmiejskiej, która umożliwia szybkie i efektywne poruszanie się po całej metropolii. Poruszanie się samochodem po zatłoczonym Tokio jest niemal niemożliwe, to też ulice zdominowane są przez przechodniów.

Nasze największe zdumienia wzbudził tokijski sposób adresowania domów. Dzielnice dzielą się na sektory o różnych nazwach a numery nadawane są budynkom zgodnie z kolejnością ich wznoszenia – nietrudno to sobie wyobrazić, ale co ma powiedzieć ktoś, kto usiłuje odnaleźć w gigantycznym Tokio konkretne miejsce? Dlatego właśnie od znajomego Tokijczyka wraz z zaproszeniem dostaje się zazwyczaj nie wizytówkę z adresem, ale mapkę z naszkicowaną drogą do jego domu.
Z jednej strony Tokio jest miastem w którym panuje imponujący porządek. Każda dzielnica jest inaczej wyspecjalizowana: Shinjuku jest dzielnicą zdominowaną przez wielkie korporacje, w Ginzie znajdują się ekskluzywne sklepy i popularne szlaki spacerowe, Roppongi to dzielnica rozrywki i wielkich centrów handlowych.

Z drugiej strony zdumiewające są kontrasty panujące w tym ogromnym mieście: Kabuki-ko, miejsce w którym za dnia bawi się młodzież, w nocy zmienia się w Dzielnicę Czerwonych Świateł. Obok młodych, skupionych na pracy karierowiczów i uciekających przed dorosłością infantylnych kobiet, żyją także przywiązani do tradycji Japończycy – silni ojcowie rodzin oraz ich posłuszne i usłużne żony. Między zimnymi wieżowcami ze stali i szkła, w pełnych zieleni ogrodach stoją skromne świątynie shintō. Ci sami ludzie, którzy kilka razy w roku wymieniają swoje sprzęty elektroniczne na najnowsze, kultywują dawne tradycje i wierzenia.

Ten, kto sadzi, że konwencja w Japonii reguluje jedynie sferę komunikacji międzyludzkiej jest w błędzie. Skonwencjalizowany jest tam nawet sposób segregowania odpadków, a przed skorzystaniem z toalety wypada zapoznać się z instrukcją obsługi sedesu (!).
Nasze spotkanie zakończyła wymiana osobistych impresji na temat Japońskich zwyczajów. Oto kilka rad, z którymi każdy, kto wybiera się do Japonii powinien się zapoznać:
– w towarzystwie nie wolno samemu nalewać sobie alkoholu;
– wizytówkę odbiera się obiema rękami i pod żadnym pozorem nie należy jej chować w tylnej kieszeni spodni;
– nie wolno wbijać pałeczek w ryż ani podawać sobie jedzenia z pałeczki do pałeczki (gesty te zarezerwowane są dla obrzędów pogrzebowych).
Tych którzy już żałują, że przegapili nasze spotkanie, dobiję informacją, że tym razem, oprócz herbaty, spożywaliśmy wyśmienite świąteczne pierniczki przygotowane własnoręcznie przez Gosię Hornung. Na pocieszenie dodam jednak, że było to dopiero pierwsze spośród kilku zaplanowanych na ten rok akademicki spotkań poświęconych kulturze Japonii.
Wszystkie ilustrujące niniejszy tekst zdjęcia pochodzą z prywatnych zbiorów Natalii Schiller.
Sprawozdanie przygotowała: Agata Grykien.
Metropolia ta jedynie w niewielkim stopniu przypomina miasta europejskie i przybywszy tam, człowiek z zachodu powinien najlepiej zapomnieć o swoich wcześniejszych doświadczeniach przestrzeni miejskiej.
Tokio nie ma centrum. Złożone jest z wielu dzielnic o zróżnicowanym charakterze, skupionych wokół stacji metra i każda z tych części miasta ma swoje własne mikro-centrum oraz peryferia. Wszystkie te dzielnice łączy niewiarygodnie gęsta sieć kolei podmiejskiej, która umożliwia szybkie i efektywne poruszanie się po całej metropolii. Poruszanie się samochodem po zatłoczonym Tokio jest niemal niemożliwe, to też ulice zdominowane są przez przechodniów.

Z jednej strony Tokio jest miastem w którym panuje imponujący porządek. Każda dzielnica jest inaczej wyspecjalizowana: Shinjuku jest dzielnicą zdominowaną przez wielkie korporacje, w Ginzie znajdują się ekskluzywne sklepy i popularne szlaki spacerowe, Roppongi to dzielnica rozrywki i wielkich centrów handlowych.

Z drugiej strony zdumiewające są kontrasty panujące w tym ogromnym mieście: Kabuki-ko, miejsce w którym za dnia bawi się młodzież, w nocy zmienia się w Dzielnicę Czerwonych Świateł. Obok młodych, skupionych na pracy karierowiczów i uciekających przed dorosłością infantylnych kobiet, żyją także przywiązani do tradycji Japończycy – silni ojcowie rodzin oraz ich posłuszne i usłużne żony. Między zimnymi wieżowcami ze stali i szkła, w pełnych zieleni ogrodach stoją skromne świątynie shintō. Ci sami ludzie, którzy kilka razy w roku wymieniają swoje sprzęty elektroniczne na najnowsze, kultywują dawne tradycje i wierzenia.


Ten, kto sadzi, że konwencja w Japonii reguluje jedynie sferę komunikacji międzyludzkiej jest w błędzie. Skonwencjalizowany jest tam nawet sposób segregowania odpadków, a przed skorzystaniem z toalety wypada zapoznać się z instrukcją obsługi sedesu (!).
Nasze spotkanie zakończyła wymiana osobistych impresji na temat Japońskich zwyczajów. Oto kilka rad, z którymi każdy, kto wybiera się do Japonii powinien się zapoznać:
– w towarzystwie nie wolno samemu nalewać sobie alkoholu;
– wizytówkę odbiera się obiema rękami i pod żadnym pozorem nie należy jej chować w tylnej kieszeni spodni;
– nie wolno wbijać pałeczek w ryż ani podawać sobie jedzenia z pałeczki do pałeczki (gesty te zarezerwowane są dla obrzędów pogrzebowych).
Tych którzy już żałują, że przegapili nasze spotkanie, dobiję informacją, że tym razem, oprócz herbaty, spożywaliśmy wyśmienite świąteczne pierniczki przygotowane własnoręcznie przez Gosię Hornung. Na pocieszenie dodam jednak, że było to dopiero pierwsze spośród kilku zaplanowanych na ten rok akademicki spotkań poświęconych kulturze Japonii.
Wszystkie ilustrujące niniejszy tekst zdjęcia pochodzą z prywatnych zbiorów Natalii Schiller.
Sprawozdanie przygotowała: Agata Grykien.
Subskrybuj:
Posty (Atom)